Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Piekielne autentyki LI

52 220  
194   42  
O zapale do pracy panów policjantów. Historia może nie tyle piekielna, co przykra i... po prostu żałosna.

Mieszkam na wsi.

Siedzieliśmy z rodziną wieczorem w domu i oglądaliśmy jakiś film. Z ulicy słychać było jakieś grzmotnięcie, ale że nic wokół niepokojącego się nie działo, oglądaliśmy dalej. Po ok. pół godz. przybiegła do nas mieszkająca obok kuzynka - z hydrantu, który stoi przed naszym domem wypływająca woda zdążyła zalać sporą część ulicy. Sprawcą okazał się... samochód ojca. Świeżo uderzony samochód ojca, który stał wcześniej 3 metry przed hydrantem (na ręcznym).
Wezwaliśmy pogotowie wodociągowe oraz policję.
Co istotne dla tej sytuacji - na drodze widać było świeże ślady oleju, ciągnące się wzdłuż drogi, a dookoła samochodu - odpryski niebieskiego lakieru. Po paru minutach znaleźliśmy... znaczek Forda. Oczywiste było więc to, że ktoś uderzył w samochód ojca i przesunął go do hydrantu, uderzył, po czym odjechał dalej.

Dwóch młodych (P)olicjantów spojrzało na miejsce zdarzenia, dostali dowód w postaci znaczka (WAŻNE) i rozmawiają z (O)jcem i (M)atką (przytoczę sens wypowiedzi, szczegółów nie pamiętam):

(P) - Eeeeeee tam, chce pan w ogóle to zdarzenie spisywać?
(O) - No oczywiście, że tak.
(P) - A spisali państwo numery rejestracyjne?
(O) - Jak mieliśmy spisać? Nie czatowaliśmy przecież przy oknie.
(P) - Łeeee, to my tego sprawcy w takim razie nie mamy jak ująć.
Na co moja mama:
(M) - Przecież to zapewne ktoś z miejscowych, możecie chyba sprawdzić w jakichś bazach danych, kto w okolicy ma niebieskiego Forda, prawda?
(P) - Bazy danych? Pani to się chyba za dużo W11 naoglądała (!)
Tu bezczelność młodych na służbie gówniarzy sprawiła, że matkę z lekka zatkało.
(O) - To może inaczej - widzą panowie ślady po oleju, widocznie miska olejowa musiała pójść, po śladach panowie dotrą do samochodu, a sam sprawca daleko nie mógł ujechać, bo po śladach widać, że leciało niemal ciurkiem.
(P) - Łeeee, ale co my możemy widzieć, droga zaraz wiedzie przez pole, a poza tym ciemno jest...

Rzeczywiście, jak nie ma słońca, to reflektory nic nie zdziałają...

Sprawy w swoje ręce wziął mój kuzyn, wsiadł we własny samochód i zawiózł po śladach przemęczonych panów policjantów... prosto pod sam dom sprawcy. Z uszkodzonym niebieskim fordem na podwórku. Niecały kilometr dalej.
Sam sprawca - w stanie wysoce nietrzeźwym.

Koniec historii?
A gdzie tam!

Mój ojciec dostał telefon:
(P) - Wie pan co. Niby sprawca znaleziony, ale my nie mamy dowodów...
(O) - Co pan chce przez to rozumieć? Co niby w tej sytuacji jest niejasne?
(P) - Bo wie pan, my tego znaczku Forda nie mamy, proszę jeszcze raz go poszukać.

Ręce. Cycki. Opadają.

Pożal-się-Boże-policjanci wrócili, my od parunastu dobrych minut szukamy znaczku w ogrooomnej kałuży, po czym nagle... jeden z niebieskich przypomina sobie, że znaczek ma... w teczce!

Widok miny ojca dał tym trutniom do myślenia, bo odciągnęli go na bok i sklecili jakieś przeprosiny, żeby skargi na nich nie pisać...

Proszę, niech mi ktoś wytłumaczy, jak to jest, że młodym ludziom do tego stopnia nie chce się nic robić? Do tego stopnia wykręcają się od pracy, że pojechanie po śladach pod dom sprawcy wypadku jest niemożliwe, ponieważ... jest ciemno (sic!).

Jeżeli coś takiego sprawia im problem, to boję się pomyśleć co by było, gdybym zadzwoniła, bo właśnie ktoś mi się do domu włamuje... przyjadą jak sama ujmę złodzieja?
Strach pomyśleć.
Zaczynam coraz bardziej tracić wiarę w ludzi...

by Disposable_Teen_MM

* * * * *


No i znowu zostałem wrednym s....em - jakoś to przeżyje, tym bardziej, że usłyszeć taką opinię o sobie z ust tego człowieka, to komplement.

Wczoraj dość późnym wieczorem (niektórzy mają potężne problemy ze zrozumieniem faktu, że niektórzy to do pracy chodzą) odebrałem telefon od kuzyna swojej małżonki - facet chyba całe życie uczciwie nie przepracował jednego dnia, cały czas jakieś kombinatoryjki, złote interesy i tym podobne pomysły - bo "pracować to muszą woły".
Gość wpadł na genialny pomysł, że ja albo żona mamy (nie "czy możecie pomóc" tylko "macie") załatwić jego córce (lat 18) pracę na wakacje - najlepiej łatwą prostą i przyjemną, a co najważniejsze dobrze płatną - w Wawce. Pracujecie, oboje specjaliści, co to dla was.

Dziewczyna to taki sam niebieski ptak jak tatuś, do tego chodzące roszczenie i kombinowanie, więc w kilku dosadnych słowach wytłumaczyłem, że raczej nie będziemy w stanie znaleźć nic, co by szanowną córcię satysfakcjonowało (trudno o dobrze płatną pracę dla specjalistki od śledzenia facebooka i niczego więcej) i raczej nie znajdzie takiej pracy na wakacje, żeby była w stanie samodzielnie się w Warszawie utrzymać.
Odpowiedź którą usłyszałem, skłoniła mnie do zadania pytania czy jest trzeźwy, otóż:

Szanowny kuzyn tak sobie wymyślił, że nie dość że córeczce mamy załatwić lekką i dobrze płatną pracę, to ona ma jeszcze się do nas wprowadzić do września (o tym, że ktoś może urlop i wyjazd planować, geniusz nie pomyślał).

by Vege

* * * * *


Wczoraj, na plaży w Wąsoszu.

Czekałem na rower wodny, obok wypożyczalni siedziało 6-ciu młodzieńców, na oko 16-18 - letnich. Część rozmowy do mnie doleciała:

"(...) i jak cię zostawi, to wpadnij do nas, naj...biemy się konkretnie, luzu złapiesz. No, a potem we czterech wpadniemy do niej, lubi mnie, to bez problemu się zgodzi. I ją nap...dolimy. A jak będzie pijana jak świnia, to wszyscy tak ją zerżniemy, że jej się odechce (...). Będzie miała, szmata, przygodę życia!"

I, oczywiście, aplauz, ogólna radocha reszty ogrów.

Rzeczywiście, zemsta dżentelmenów... Mam nadzieję, że to tylko kretyńskie gadanie.

by PooH77

* * * * *


Historia sprzed lat, z wycieczki do kraju byłego bloku wschodniego. Publiczny wychodek, kolejka do wejścia, a przed wejściem pani z nasadzoną na palce rolką odmierza każdemu wchodzącemu dozwoloną ilość.

Dłonie miała złożone w "uchwyt", na którym rolka luźno się kręciła. Każdy pobierał taśmę jak z klasycznego plastikowo-metalowego toaletowego uchwytu z tą jedną różnicą, że po tym, jak przydział został uciągnięty pani blokowała kciukami rolkę i nic więcej uturlać się nie dało.

No i naszła mnie taka refleksja:

- ile musi wynosić pensja takiego człowieka, że opłaca się go zatrudnić zamiast pokrywać koszty skradzionej srajtaśmy?

- jak bardzo biednie musi być w kraju, że ludzie decydują się na zatrudnienie w charakterze żywego stojaka na papier toaletowy?

- jak bardzo biednie musi być w kraju, gdzie ludzie kradną tak dużo srajtaśmy, że opłaca się zatrudniać człowieka do jego pilnowania?

Kto piekielny? Chyba system.

by KoparkaApokalipsy

* * * * *


Pewnego dnia dzwoni do mnie telefon.
(Ja) - Halo...
Jakaś kobieta (K) - Dzień dobry.
(Ja) - Dzień dobry.
(K) - Kto mówi?
(Ja) - A kto pyta?
(K) - Ale ja pierwsza zapytałam!
(Ja) - Ale to pani dzwoni, więc chyba powinna się pani przedstawić.
(K) - Nieważne kto dzwoni, ważne kto mówi z drugiej strony. To dowiem się czy nie???
(Ja) - Jak pani się przedstawi, to ja też się przedstawię.
(K-już zdenerwowana) - To nie powie mi pan kto mówi???
(Ja) - Jeśli pani się nie przedstawi to ja też nie!
(K) - To nie mamy o czym rozmawiać!!! Do widzenia!!!
Oczywiście usłyszałem trzask słuchawki...

5 minut później.
Dzwoni ten sam numer:
(Ja) - Słucham?
(K-krzyczy) - To dowiem się kto mówi czy nie???!
(Ja-już zniecierpliwiony) - A do kogo pani dzwoni???
(K-już wrzeszczy) - Nieważne!!! Ważne kto mówi - to dowiem się???!!
(Ja-spokojnie) - Nie.
(K) - Do widzenia!
(Ja) - Do widzenia!

I na tym się skończyła ta owocna rozmowa :)

by jogrz

* * * * *


Pracuje w firmie produkującej meble tapicerowane, niemal 100% produkcji trafia na zachodni rynek. Czasem trafia się klient w Polsce, więc dowożę meble służbowym busem do klienta. Trafił się kurs do Poznania, klientka wymaga żeby być u niej o 19, no ok, płaci - wymaga.

Dowożę wiec jej te meble 5 minut przed czasem i tu zaczyna się horror:
Klientka - Gdzie pan k..wa był do tej pory?
Ja - U innych klientów, jestem przecież przed czasem.
K - Go..no mnie to obchodzi! Ja tu czekam od 15!
J - Mogła pani dzwonić, poza tym na zamówieniu jest jak byk, że mam być o 19! Po czym wyciągam zamówienie i jej pokazuję.
K - Co mi tu jakimś papierem macha? Nieważne, bierz te meble dzieciaku i wnieś na górę!
J - Przykro mi, ale ja tylko dowożę meble, w zamówieniu napisane jest, że nie chce pani żebyśmy je wnosili, więc jestem sam i nie dam rady wnieść ich na 4 piętro. Mogła pani uprzedzić, to byśmy przyjechali we dwóch i po problemie.

Tego było dla niej za wiele. Zadzwoniła do mojego szefa i zaczęła mu opowiadać jaki to jestem niegrzeczny i niedobry i że się migam od swoich obowiązków, a ona sama starowinka przecież nie da rady ich wtargać na górę. Gdy usłyszała to samo co ode mnie, zdecydowanie zmieniła ton swoich wypowiedzi.

K - To jak panie szanowny, wniesie pan? Na flaszkę dam.
J - Niech pani pomyśli, jak sam mam wnieść takie ciężkie meble na 4 piętro? Poza tym taka usługa kosztuje 50 zł za każde piętro, ale jak jest nas dwóch. Pod sklepem znajdzie pani kogoś kto za flaszkę pani to wniesie.

Poleciała pod sklep, wraca po kwadransie z dwoma panami, którzy już niejedno wino wypili.
K - I co zdzierco! Ty nierobie leniwy! Panowie mi to wniosą za flaszkę.
J - Gratuluję znajomości i kultury, proszę podpisać odbiór i się pożegnany.
Podpisała wszystkie dokumenty, ściągnąłem meble z auta, a amatorzy tanich win do klientki:
- Szefowa, to dawaj na tą flaszkę, bo nie wnosimy.
Klientka wręczyła jednemu z panów 20 zł, ten obejrzał banknot, po czym obaj uciekli.
To ja w busa i strzała do domu. :)

by skrzypaczek612

* * * * *


Noc. Jadę niezbyt szeroką, lecz uczęszczaną drogą. Wzdłuż niej stoją lampy uliczne, lecz większość nie jest zaświecona, w wyniku czego pojawiają się zacienione miejsca gdzie niczego nie widać, dopóki się bliżej nie podjedzie. Nie jadę na długich, bo z przeciwka co chwilę ktoś się wynurza.

W pewnym momencie światła jadącego z naprzeciwka samochodu padają pod innym kątem i widzę przed sobą na drodze zarysy jakichś sylwetek. To było takie mignięcie, trudne do zauważenia, ale włączam długie i co widzę - przede mną, zajmując prawie całą szerokość mojego pasa jedzie sobie dwójka dzieciaków na rowerach.

Godzina pierwsza w nocy, niedziałające latarnie, dzieciaki nie mają ani światełek, ani odblasków. Totalnie nie do zauważenia.

Smaczek? W niedalekiej odległości za mną jechał radiowóz patrolując sobie niespiesznie okolicę. Wiedziałam o tym, więc trochę zwolniłam, by poczekać co zrobią. Jak zareagowali panowie policjanci?

Włączyli migacz, wyminęli dzieciaki i poturlali się dalej.

by basso

* * * * *


Na pierwszym roku studiów mieszkałam z wegetarianką - i wszystko układało się jak najlepiej, ona nie wyjadała moich parówek, ja nie ruszałam jej lecza, specjalnych jogurtów itp. Po roku niestety rozstałyśmy się i na jej miejsce przyszła nowa koleżanka - tym razem weganka (dla niewtajemniczonych - weganie całkowicie odrzucają produkty zwierzęce, czyli mleko, sery...). Początkowo było OK, ale po kilku tygodniach zaczęło się robić nieprzyjemnie.

Najpierw do naszej malutkiej kuchni (miałyśmy dosłownie jedną szafkę, w której musiały się zmieścić naczynia, produkty mączne i inne kuchenne rzeczy) przytargała nowy zestaw garnków i talerzy. Na moje zdziwione spojrzenie odpowiedziała, że ja w swoich naczyniach gotuję i jem mięso, a ona to czuje potem w swoim jedzeniu i naprawdę jej to nie odpowiada. Ok, pomyślałam, nie szkodzi, zabrałam część talerzy i zbunkrowałam je w kanapie. Potem jednak było już tylko gorzej.

Współlokatorka zaczęła trzymać przy łóżku wszelkiego rodzaju wegańskie suche jedzenie - cukierki bez dodatków odzwierzęcych, jakieś kiełki, proszki, bo obawiała się, że ze złośliwości będę jej podjadać albo dorzucać do środka np. mleko w proszku. Nie było to miłe, ale machnęłam jeszcze ręką. Komentarze o "mięsojadach" i "mordercach" też przecierpiałam. Pękłam dopiero, gdy okazało się, co dziewczyna robi, gdy wyjeżdżam do domu lub do dziadków.

Otóż sprytna współlokatorka w trakcie każdego mojego wyjazdu (a trwały one po kilka dni) wyjmowała z lodówki i kładła w torbach gdzieś obok... moje jedzenie. A dokładnie mięso, wędlinę, pół biedy, że ser i jajka, bo nabiał akurat przeżywał... I nie były to śladowe ilości: mam pół rodziny na wsi, zajmują się hodowlą świnek i kur i dostawałam czasem łącznie po kilogramie, dwóch różnego mięsa. Wiadomo, że w wyższej temperaturze to wszystko robiło się po prostu śliskie, a czasem i śmierdzące. Kiedy miałam wracać, dziewczyna wkładała wszystko do lodówki, żebym się nie zorientowała. Wpadła, gdy wróciłam dzień wcześniej niż zwykle z okazji całorocznego kolokwium.

Tłumaczyła się potem, że nie mogła wytrzymać smrodu mięsa (zapakowanego przecież w foliowe reklamówki czy folię aluminiową, a najczęściej leżącego w zamrażalniku), który przenikał do jej jedzenia. Kilka dni po tym wydarzeniu pożegnałyśmy się chłodno i ozięble.

Od razu zaznaczę - nadal nie przeszkadza mi szykowanie na imprezie dodatkowego, wegetariańskiego zestawu kanapek, zupy czy ciepłego obiadu, sama lubię kuchnię bezmięsną, chociaż do wege mi daleko. Jednak tolerancja powinna działać w obie strony!

by Tiszka

* * * * *


Rząd coraz częściej kładzie nacisk na zwiększanie populacji w Polsce. Debaty, społeczne reklamy i... koniec. Całe te gadanie to....

Nawiązując do słynnej reklamy "Zdążyłam mieć dom, odwiedzić Paryż i zrobić karierę, a nie zdążyłam być matką". Macierzyństwo z drugiej strony.

Zdążyłam być matką, nie zdążyłam zrobić kariery, mieć domu czy odwiedzić Paryż.
Urodziłam młodo, w trakcie studiów. Nie mając dochodu, pracy, nic. Ot nieplanowane, ale cieszę się z posiadania synka.
Pomoc państwa? Całe 77 zł, brak możliwości ubiegania się o mieszkanie socjalne, bo w mojej okolicy po prostu ich nie ma.
Obecnie zaczęłam studenckie wakacje, ponad 3 miesiące wolnego, chciałabym dorobić, ale...

1) Żłobki, brak w całym powiecie żłobków państwowych, do stolicy mnie nie przyjęto. Prywatne to koszt 900-1100 zł, o kosztach niani nie wspomnę. Moja mama pracuje, daleko ma do emerytury, babcia lat ponad 70 nie daje rady z młodym diabełkiem*. Czyli w skrócie zero pomocy w opiece.
2) Nawet decydując się na pracę i oddanie do prywatnego żłobka, zarobek to ok. 1000-1300. Nie wiem jak można komuś proponować pracę po blisko 10h za 8 zł BRUTTO.

Drogie osoby z rządu, weźcie pod opiekę małe dziecko i przeżyjcie miesiąc za 650 zł.
Na szczęście moja uczelnia szanuje studentów i nie daje ochłapów przy pomocy socjalnej jak państwowy mops.

To nie jest użalanie się czy prośba o litość. Lecz odpowiedź dlaczego nikt nie chce rodzić dziecka za młodu.
PO PROSTU NAS KU#$^ NIE STAĆ.
Czy chciałabym cofnąć czas, skończyć studia, zdobyć dobra pracę, wyjechać jak najdalej? Nie, jedynie przesunąć w czasie. Ot taka smutna prawda o realiach.

*Diabełek jest wychowywany BARDZO STRESOWO :) oczywiście dla niego i dla nas, rodziców. Nie uznaję bezstresowego/bezmózgiego wychowywania :) To po prostu żywe dziecko, wszędzie chce iść, biegać, skakać, wulkan energii.

**Ojciec dziecka zwolniony (zakład zbankrutował), szuka pracy, jakiejkolwiek, pierwszej lepszej, ale cóż... teraz wszędzie praktycznie chcą studentów/emerytów/niepełnosprawnych/do 30 r.ż. Jak znajduje to i tak to jest max 1500 zł.

Serio Państwo Politycy? 1500 zł na 3 osoby? Nic tylko rodzić kolejne dzieci...

by Fuksia

<<< W poprzednim odcinku

4

Oglądany: 52220x | Komentarzy: 42 | Okejek: 194 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało