Znicze po Wszystkich Świętych jeszcze dobrze nie zdążą dogasnąć, a głośniki w sklepach już rozbrzmiewają zapętloną playlistą. W niej All I want for Christmas is you, Feliz Navidad i oczywiście Last Christmas. Dzisiaj o tym ostatnim.
Jakim cudem utwór ten stał się jednym z najbardziej popularnych świątecznych przebojów – trudno powiedzieć. Być może sam fakt istnienia słowa
Christmas w tytule przeważył, ponieważ sama treść piosenki ze świętami Bożego Narodzenia wspólnego nie ma, cóż, praktycznie nic. Opowiada o nieszczęśliwym zakochaniu, które – tak się złożyło – potrwało od 25 do 26 grudnia. Na tym jednak nawiązania do bożonarodzeniowego okresu się kończą. Trudno też powiedzieć, żeby utwór ten był szczególnie radosny, optymistyczny…
George Michael napisał
Last Christmas mniej więcej w godzinę – zaledwie tyle czasu zajęło stworzenie utworu, który ostatecznie usłyszeli chyba wszyscy. Było to w sierpniu 1984 roku, kiedy wraz z kolegą z zespołu Wham!, Andrew Ridgeleyem, Michael odwiedzał swoich rodziców. Oglądali telewizję i w pewnym momencie piosenkarz popędził do swojego dziecięcego pokoju i
popełnił błąd skomponował doskonale dzisiaj znaną melodię. Jak opowiadał później Ridgeley, miała to być „esencja świąt przelana w muzykę”, choć jej związek ze świętami – jak wyżej widać – jest dość dyskusyjny.
W okresie poprzedzającym napisanie
Last Christmas George Michael de facto rządził już całym zespołem, wszyscy zmuszeni byli do podporządkowania swojemu frontmanowi, co nie zawsze służyło twórczości. W przypadku „świątecznego” przeboju Michael nie ograniczył się tylko do napisania tekstu i wyprodukowania utworu, postanowił też go osobiście zagrać. Rzecz w tym, że – jak opowiadali jego współpracownicy z tamtych czasów – „George nie był muzykiem”. Chciał kontrolować wszystko, mimo że na syntezatorze „grał dwoma czy trzema palcami”. W
Last Christmas nawet dzwonkami dzwonił sam.
Nie sposób zaprzeczyć, popularność zespołu Wham! za sprawą świątecznej – niech już tak będzie – piosenki wystrzeliła w kosmos. Podobnie zresztą wyniki sprzedaży płyty, co odzwierciedlały notowania na brytyjskiej liście przebojów.
Last Christmas zdołało nawet doczekać się tytułu najlepiej sprzedającego się singla w dziejach, który… nigdy nie zajął na liście 1. pozycji. Tak było przez 35 lat. I wreszcie – a było to 1 stycznia miłościwie nam upływającego 2021 roku – skromne 36 lat od swojej premiery, utwór w końcu dopiął swego, wyprzedzając już wszystkie pozostałe.
Gwoli sprawiedliwości wypadałoby dodać, że George Michael przypadkowo, ale i w szczytnym celu, dopuścił się symbolicznego sabotażu. Podczas pierwszego zestawienia brytyjskiej listy przebojów, pierwszego od wydania
Last Christmas, piosenka Wham! zajęła drugie miejsce. Pierwsze zaś
Do they know it’s Christmas, w przygotowaniu którego wzięły udział różne gwiazdy muzyki, w tym wspomniany już Michael. Dochód z piosenki przekazany został na pomoc w walce z głodem w Etiopii. I tak samo postąpił wówczas George, przekazując Etiopii swoją część dochodów z
Last Christmas.
Powiedzmy sobie szczerze, utwory, które mają wpadać w ucho i zostać łatwo zapamiętane, nie mogą być przesadnie skomplikowane. Symboliczne cztery akordy przywoływane są z pewną ironią, choć i nie bez uzasadnienia. Wobec tego
Last Christmas nawet spotkało się z oskarżeniami o plagiat. W połowie lat 80. proces wytoczyła wytwórnia Dick James Music, oskarżając Michaela o skopiowanie utworu
Can’t smile without you w wykonaniu The Carpenters i Barry’ego Manilowa. Sprawa upadła, kiedy powołany biegły wskazał ponad sześćdziesiąt innych piosenek mających analogiczne sekwencje akordów i melodię.
Jeśli masz już powyżej uszu
Last Christmas śpiewanego przez George’a Michaela, bez obaw – zostały Ci jeszcze wersje Hillary Duff, Good Charlotte, Ariany Grande, Gwen Stefani, Taylor Swift… by wymienić tylko część z nich. A może masz dość świątecznego przeboju w każdej wersji? Nie jesteś sam – pojawiło się nawet wyzwanie, tzw. Whamageddon. Zabawa polega na tym, by od 1 do 24 grudnia unikać usłyszenia oryginalnej wersji przeboju. Komu się nie uda, odpada – i informuje o tym znajomych, życząc uprzejmie, by i oni szybko powtórzyli nieszczęsny los. W wyzwaniu obowiązuje jedna zasada – nie można celowo podsyłać znajomym
Last Christmas. Nawet ukrytego pod linkiem prowadzącym do video z Rickiem Astleyem.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą