Kojarzycie histerycznie wrzeszczącą młodzież stojącą
w pierwszych rzędach podczas koncertu znanego i ślicznego niczym
mąż lalki Barbie gwiazdora muzyki pop? Czy zastawialiście się
kiedyś, ile osób w tym rozentuzjazmowanym tłumie wykazuje zdrową
fascynację daną gwiazdą, a jaki odsetek z nich to niebezpieczne
świry? Prześladujący artystów psychole to mroczna część
show-biznesu, o której zbyt głośno się nie mówi.
Królowa Popu może
i nie powala urodą ani nie ma wdzięku zwiewnej łani, ale swoją
wulgarnością oraz dość obscenicznym stylem bycia z całą
pewnością potrafiła nieźle namieszać w głowach niektórych
fanów.
Jeden z nich – Robert Dewey Hoskins – przez lata
wysyłał Madonnie listy i nękał ją telefonicznie. Najwyraźniej
zirytowany brakiem uwagi ze strony gwiazdy, fan usiłował wedrzeć
się do rezydencji swej idolki w Los Angeles. Zatrzymany przez
ochroniarza oznajmił mu, że
zamierza poderżnąć artystce gardło,
jeśli ta odrzuci jego zaloty. Parę dni później świr zdołał
przeskoczyć przez mur posesji. Przed dostaniem się do domu Madonny
powstrzymały go dwie kulki wpakowane w jego ciało przez jednego z
goryli piosenkarki.
Podobno artystkę przez długi czas męczyły koszmary z jego powodu. Tym bardziej że lekarze, którzy
„zaopiekowali się” Hoskinsem, uznali go za jednostkę skrajnie
niebezpieczną i wymagającą ciągłego przyjmowania leków. Po 10
latach odsiadki Robert wyszedł na wolność i dość szybko ponownie
został aresztowany. Tym razem za wandalizm. Krótko po kolejnym
zamknięciu w zakładzie dla obłąkanych psychofan zdołał stamtąd
uciec. Minęło trochę czasu, zanim organy ścigania ponownie zakuły
go w kajdanki.
Selena
Quintanilla-Pérez była niekwestionowaną gwiazdą muzyki
latynoskiej, która swoją karierę zrobiła w bardzo krótkim czasie,
zdobywając przy tym rzeszę fanów na całym świecie. Jedną z nich
była Yolanda Saldivar – pielęgniarka, która porzuciła swe
dotychczasowe zajęcie i po konsultacji z ojcem piosenkarki, otworzyła
jej oficjalny fanklub. W ten sposób kobieta mocno zbliżyła się do
rodziny Seleny i zyskała jej zaufanie. Do tego stopnia, że parę
lat później Yolandzie powierzono prowadzenie dochodowego,
pobocznego biznesu artystki – dwóch butików.
Mało kto zwrócił
uwagę, że Saldivar zaczęła zwalniać wszystkich pracowników,
których uznawała za potencjalne zagrożenie dla jej kontaktów z
Seleną. Sama gwiazda nie chciała wierzyć w plotki o tym, że jej
najlepsza przyjaciółka usiłowała ją kontrolować, obsesyjnie
nagrywała każdą rozmowę, jaką z nią przeprowadziła, a nawet
zastraszała osoby, które usiłowały za bardzo się zbliżyć do
gwiazdy
. Nikt też nie zauważył, że dzięki wystawianiu fałszywych
czeków z fanklubu i butików Yolanda ukradła ponad 60 tysięcy
dolarów. Przyjaźń między obiema paniami została w końcu
wystawiona na próbę, kiedy piosenkarka dowiedziała się o
przekrętach, jakie robiła Salvidar.
Aby rozwiązać spór, obie
panie spotkały się w hotelu. Tam szybko doszło jednak do kłótni,
podczas której Yolanda chwyciła za broń. Artystka próbowała
uciec przed swoją psychofanką, jednak kula i tak ją dosięgnęła,
uszkadzając tętnicę w jej ramieniu. Zostawiając za sobą
120-metrowy ślad krwi, ofiara zdołała dobiec do jednego z
pracowników hotelu. Chwilę później, umierając w wykrwawienia,
artystka wypowiedziała swoje ostatnie słowa:
„Yolanda... pokój
158”
.
Schaeffer była
młodziutką gwiazdą sitcomu „My Sister Sam” i wiele osób
wróżyło jej wielką, filmową karierę. Krótko po tym, jak dziewczyna
trafiła na przesłuchanie do roli w trzeciej odsłonie „Ojca
chrzestnego”, Rebeccą dość niezdrowo zainteresował się
19-letni mieszkaniec Arizony – Robert John Bardo.
Chłopak wysyłał jej niezliczoną ilość listów, a nawet usiłował dostać się
na plan serialu, aby się z nią spotkać. I pewnie na tym by się
skończyło, gdyby nie scena erotyczna z udziałem Schaeffer, która
pojawiła się w jednym z jej filmów. Robert uznał, że była ona
wyjątkowo marna i
za punkt honoru postawił sobie ukaranie swej
idolki.
Odwiedził ją w jej własnym domu, podając się za
największego z fanów artystki. Gdy ta grzecznie poprosiła go o
opuszczenie jej posesji i zamknęła mu przed nosem drzwi, Bardo zdołał
ją nakłonić do ponownego ich otwarcia i… strzelił do dziewczyny
z pistoletu, zabijając ją na miejscu. Chłopak dość szybko trafił
w ręce policji, bo swoim czynem zdołał się pochwalić przed siostrą, która szybko zawiadomiła o tym stróżów prawa.
Morderca
trafił za kratki na dożywocie. Tymczasem głośna sprawa zabójstwa
młodej aktorki stała się początkiem poważnych zmian w
amerykańskim prawie. Zmiany te miały na celu karanie
niebezpiecznych prześladowców i zapobieganie tego typu
przestępstwom.
Do dziś wiele osób
uważa za duży nietakt, że niespełna trzynastoletnia Jodie Foster
zagrała rolę młodziutkiej prostytutki w „Taksówkarzu”.
Najwyraźniej jednak kilku świrów mocno śliniło się do wizerunku
nieletniej artystki, bo aktorka dość szybko dorobiła się
psychofana. I to takiego z prawdziwego zdarzenia. John Hinckley Jr.,
bo o nim mowa, wielbił nie tylko Jodie, ale i bohatera wspomnianego
filmu z Robertem De Niro.
Fascynował się też Markiem Chapmanem –
mężczyzną, który zamordował Johna Lennona. Hickley doszedł do
wniosku, że jedynym sposobem na zyskanie sympatii Foster będzie
pozbawienie kogoś życia. Najlepiej kogoś ważnego, na przykład
prezydenta Stanów Zjednoczonych. I tak też w marcu 1981 roku, kiedy
Ronald Reagan opuszczał hotel Hilton w Waszyngtonie,
zamachowiec
oddał w jego kierunku sześć strzałów.
Oprócz głowy państwa
ranił wówczas trzy osoby. Kula, którą poczęstowany
został Reagan, utkwiła dosłownie parę centymetrów od jego serca.
Słynna anegdota mówi, że chwilę przed podaniem politykowi
narkozy, ten rzekł do chirurgów:
„Mam nadzieję, że
jesteście republikanami…”
. W odpowiedzi miał usłyszeć:
„Panie
prezydencie, w tej chwili wszyscy jesteśmy republikanami”.
Tymczasem niedoszły
zabójca uznany został za wariata i siedział w zakładzie dla
obłąkanych aż do 2016 roku.
W 2014 roku niejaki
Joshua Corbett włamał się do domu Sandry Bullock za zamiarem
nawiązania intymnych stosunków ze swą idolką. Argumentem
przemawiającym za „prośbą” napastnika była naładowana broń,
którą ten groził artystce.
Na szczęście aktorka zdołała ukryć się w szafie swej sypialni i czekała tam na przyjazd policji.
Napastnik został wówczas aresztowany. Dopiero cztery lata później
wydano nakaz przeszukania domu Corbetta. Ten jednak zabarykadował
się w środku i po wielu godzinach prób nakłonienia mężczyzny do
współpracy
interweniować musiał oddział SWAT. Chwilę przed
tym, jak funkcjonariusze wyważyli drzwi i dostali się do środka,
Joshua odebrał sobie życie. Jak się okazało, miał czym – w domu
mężczyzny znaleziono całkiem sporo pistoletów, karabinów i
amunicji. Znaleziono też zeszyt
pełen wyciętych z kolorowych magazynów zdjęć aktorki i list zaczynający się od słów:
„Przykro mi. Kocham cię, Sandy”.
Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą