Jak kogoś łatwo obrazić? Najlepiej przedstawiając rozmówcy fakt,
który kłóci się z jego porządkiem świata. Można też
zażartować, ale jak wiadomo – żarty nie powinny dotyczyć koloru
skóry, orientacji seksualnej, wagi, zdrowia, wzrostu, wyznania,
poglądów i tego czy jedzenie pizzy z ananasem świadczy o
upośledzeniu kubeczków smakowych. Foch i często wynikający z
niego hejt stał się czymś powszednim. Dlatego zobaczmy ile osób
dziś poczuje się dotknięta lekturą poniższego artykułu.
Ach, te stereotypy.
Tak bardzo nimi gardzimy, a jednocześnie tak bardzo jesteśmy do
nich przyzwyczajeni. Murzyni to złodzieje, Francuzi nie wychodzą z
domu bez bagietki, Polacy się nie myją, a Amerykanie muszą borykać
się z obraźliwym, powtarzanym na całym świecie poglądem, jakoby
ich kraj zdominowany był przez grubasów przemieszczających się na
elektrycznych wózkach. Czy to ostatnie twierdzenie to faktycznie stereotyp? Absolutnie nie.
Okazuje się, że jeśli chodzi o otyłość, to Amerykanie plasują
się na 12 miejscu w światowym rankingu! Biorąc pod uwagę, że na
naszym globie jest 195 państw, to mówimy o naprawdę zaszczytnej
pozycji.
39% mieszkańców kraju Wuja Sama jest otyła. Dla
porównania – z takim problemem mierzy się „zaledwie” co czwarty
Polak.
No dobra, a co z
tymi fast foodami? Czy Amerykanie rzeczywiście tak często stołują
się w knajpach serwujących śmieciowe żarcie? Wygląda na to, że
tak – ponad 36% z nich odwiedza takie restauracje codziennie!
Od dawna już uczeni
łamią sobie głowy nad pewnym istotnym elementem ewolucyjnej układanki – w
którym momencie istota podobna małpie stała się człowiekiem?
Pomiędzy australopitekami, a homo habilis jest mimo wszystko spora
luka, którą wypadałoby jakoś wypełnić, aby obowiązująca
teoria o pochodzeniu człowieka trzymała się kupy (tym bardziej, że
przecież w pewnym momencie oba te gatunki żyły równocześnie).
Okazuje się, że to „brakujące ogniwo” zostało już znalezione
prawie 120 lat temu! W czasach kiedy belgijski król Leopold II
zrobił sobie z Kongo swój prywatny biznesik kauczukowy, na potęgę
wyłapywano czarnoskórych lokalsów i zmuszano ich do niewolniczej
pracy.
W 1904 Force
Publique, czyli milicja odpowiedzialna za „kontrolowanie”
rdzennych ludów, najechała pewną wioskę w pobliżu rzeki Kasai i
wymordowała wszystkich jej mieszkańców należących do plemienia
Mbuti. Swoje życie ocaliła jedynie mała grupka mężczyzn, która
akurat polowała w pobliskich lasach. Jednym z tych „szczęśliwców”
był Ota Benga. Później został jednak złapany i oddany w ręce
handlarza niewolników. Dość szybko został on uprowadzony do USA,
gdzie trafił do… zoo.
Początkowo miał pracować przy
zwierzętach, jednak gdy okazało się, że on sam wzbudza większą
sensację, niż np. słoń, chłopak zamknięty został w klatce, na
której umieszczono tabliczkę z oficjalną informacją, że
Benga
jest słynnym „brakującym ogniwem” między małpą a
człowiekiem,
aczkolwiek - jak sugerowano - nadal bliżej mu do małpy niż do gatunku
homo.
Po jakimś czasie,
na skutek protestów afroamerykańskich aktywistów, Ota dostał
pozwolenie na opuszczanie swojego „domu” i chodzenie po terenie
całego zoo. Nadal marzył on jednak o powrocie do Kongo. Kiedy wybuchła I Wojna Światowa i ustał pasażerski ruch statków,
mężczyzna wpadł w depresję i popełnił samobójstwo.
Okrucieństwa,
jakich dopuszczali się biali kolonizatorzy na amerykańskiej ziemi
zapisały się krwią w historii tego narodu. Obraz tej tyranii psuje
nieco fakt, że pierwszą legalnym „posiadaczem” niewolników
była osoba czarnoskóra. Mowa o Anthonym Johnsonie – Afrykańczyku, który
został uprowadzony z Angoli i w 1620 roku trafił do Wirginii –
ówczesnej brytyjskiej kolonii. W tamtym czasie, w Nowym Świecie nie
istniało pojęcie „niewolnictwa”, chociaż oczywiście,
technicznie praca porwanych z domów Murzynów prawie niczym się od niewolnictwa nie różniła. Johnson i inni sprowadzeni z Afryki ludzie byli
„zatrudniani” na tzw. kontrakty, na które umowy podpisywał właściciel ziemski z osobą odpowiedzialną za dostarczenie mu tej
darmowej siły roboczej. Obowiązkiem kontraktującego było
natomiast zapewnienie swemu „nabytkowi” lokum, pożywienia oraz
przyuczenie go do jakiegoś zawodu.
Po wygaśnięciu umowy, pracownik
zazwyczaj dostawał jakąś drobną rekompensatę za swoją służbę.
Mógł to być kawałek rolnego terenu, jedzenie na cały rok,
ubrania itp.
Johnson po 14 latach
pracy na plantacji tytoniowej, uzyskał wolność i wszedł w
posiadanie ziemi, gdzie stworzył swoją własną farmę, a do pracy
na niej „zatrudnił” innych czarnoskórych. Kiedy jednemu z nich
– Johnowi Casorowi wygasł kontrakt, ten zaczął domagać się od
Anthony’ego zwolnienia go z dalszej pracy. Farmer początkowo nie
chciał się zgodzić na żądania swego sługi, jednak ostatecznie
pozwolił mu odejść. Kiedy jednak Casor znalazł robotę u niejakiego Roberta Parkera, Johnson wściekł się i pozwał nowego pracodawcę Johna. Farmer na sali sądowej podkreślał, że Casor wcale nie był robotnikiem kontraktowym, ale jego
własnością, która to została mu bezpardonowo zrabowana. Anthony wygrał tę sprawę i mężczyzna wrócił na
jego farmę,
tym razem już jako niewolnik na całe życie!
W ten sposób
czarnoskóry przybysz z Angoli stał się pierwszym, oficjalnym
właścicielem niewolników na terenie brytyjskich kolonii, które z
czasem stały się Stanami Zjednoczonymi.
Ajjj… Niejednej
feministce włos pod pachą się pewnie teraz zjeży, no ale cóż – fakty to
fakty. W 2015 roku zespół uczonych (pod kierownictwem kobiety, co należy podkreślić!) dokonał zaskakującego odkrycia na temat ludzkich fantazji
seksualnych. Zespół naukowców z Uniwersytetu w Nowym Teksasie oraz
Uniwersytetu w Notre Dame zbadał 355 młodych pań. Badanie polegało
na przedstawieniu im opisów gwałtów i sprawdzaniu w jaki sposób
słuchaczki na te nagrania zareagują. Poproszono też, aby
uczestniczki zamknęły oczy i
próbowały wyobrazić sobie, że są
ofiarami prezentowanego przez słuchawki, scenariusza napaści
seksualnej. Wyniki tego eksperymentu okazały się mocno zaskakujące
– 52% kobiet reagowało podnieceniem na opis wymuszonego przez
mężczyzn stosunku, a 32% mocno nagrzało się fantazją o byciu
zgwałconą! Autorzy badania, podsumowali swoją pracę wnioskiem, że fantazje o gwałcie odgrywają znacznie większą rolę
w życiu seksualnym bardzo wielu kobiet, niż dotąd przypuszczano.
Pamiętacie
„Nieśmiertelnego”? Szkota grał tam Francuz, a w postać
mieszkającego w Hiszpanii Egipcjanina wcielił się rasowy Szkot. I
o ile produkcja o walczących na miecze wojownikach jest pyszną,
filmową ucztą, to już hawajska pizza zasługuje na piekielny
ogień. Co ma jednak ta parszywa potrawa do wspomnianego dzieła? Ano - podobne pomieszanie z poplątaniem. Danie, które jak sama nazwa wskazuje wywodzić się powinno z Włoch,
stworzył Sam Panopoulos -
urodzony w Grecji Kanadyjczyk, który to
wzorował się na chińskiej kuchni, gdzie zwykło się łączyć ze
sobą słodkie smaki z pikantnymi. Ok, a co mają do tego Hawaje?
Może chodzi o to, że to tam potrawa ta najlepiej się przyjęła?
Otóż nie. Panopoulos nie za bardzo wiedząc, jak to świństwo
nazwać, zagapił się na puszkę z ananasem, która – jak to się
akurat złożyło, zwała się… Hawaiian. Czekajcie, czekajcie –
żeby dodać dodatkowy składnik do tego bigosu, pragnę was
poinformować, że ta abominacja jest najpopularniejszą pizzą w…
Australii.
A teraz toczcie pianę, kochaneczki...Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą