Zawsze musi być ten pierwszy raz. – powiedzenie to zna chyba
każdy, kto odkrywa nowe kategorie na PornHubie. Dziś my jednak nie
o tym, aczkolwiek tematyka będzie zbliżona, bo również dotyczyć
będzie ruchomych obrazków wyświetlanych na ekranach domowych
urządzeń. Telewizja, jaką kojarzymy, nigdy by bowiem nie była tym
samym, gdyby nie przełomowe (z pozoru mało istotne) wydarzenia,
które przetarły szlaki i ustanowiły nowe standardy dotyczące
domowych seansów. Tak, cycki też będą.
Nie jest żadną
tajemnicą, że pierwszym człowiekiem, co to w imieniu swego
zmarłego przyjaciela rzucił soczystym „fuckiem” na brytyjskim,
emitowanym na żywo, nabożeństwie żałobnym był John Cleese. My
jednak chcemy powiedzieć o odważnym celebrycie, który przed
wszystkimi innymi wypowiedział to słowo na antenie telewizji i
dzięki czemu – na zawsze już zapisał się w historii. Osobą tą
był
Kenneth Tynan – krytyk literacki oraz pisarz, a przede
wszystkim – zaciekły wróg cenzury.
Miało to miejsce w 1965 roku
podczas emitowanego wieczorową porą satyrycznego programu kanału
BBC. Tynan zapytany został, czy zgodziłby się, aby na
deskach teatru pokazany został stosunek seksualny. Mężczyzna bez
zastanowienia odparł:
„Cóż, myślę,
że tak, na pewno. Wątpię, czy istnieją racjonalni ludzie, dla
których słowo „kurwa” byłoby szczególnie diabelskie,
odrażające czy też całkowicie zakazane. Myślę, że wszystko, co
można wydrukować lub powiedzieć, można również pokazać”.
Istnieją jednak
pewne przesłanki, że sześć lat wcześniej Tynana ubiegł pewien
anonimowy robotnik malujący balustrady budynków w Belfaście.
Podczas wywiadu na żywo dla lokalnej telewizji Ulster TV miał on w
przypływie głębokiej szczerości zwierzyć się, że jego praca
jest „kurewsko nudna”.
Mordowanie
ulubionych postaci z popularnych, telewizyjnych serii jest dziś
standardem i dobrym sposobem na wstrząśnięcie odbiorcami. W takiej
na przykład „Grze o tron” przywiązywanie się do jakiegokolwiek
bohatera groziło sporym zawodem, kiedy ten zostawał potem
bezpardonowo ubity.
Kiedyś jednak nie
do pomyślenia było, aby „strzelać sobie w stopę” i pozbywać
się gwiazdy, która przyciągała przed odbiorniki tysiące widzów.
Zdarzało się jednak, że aktor z jakiegoś powodu musiał
zrezygnować z dalszej współpracy z twórcami danego serialu. W
takich sytuacjach zastępowano go innym artystą, lub bez większego
tłumaczenia, wykreślano tę postać ze scenariusza.
W 1972 roku
nieoczekiwanie zmarł Dan Blocker,
aktor grający rolę Hossa
Catwrighta w szalenie popularnym serialu „Bonanza”. Scenarzyści
zrobili wówczas coś, na co nikt inny wcześniej nie wpadł, czyli
wpisali śmierć ukochanego przez widzów bohatera do scenariusza.
Bez wdawania się w większe szczegóły – te zostały podane dopiero 16 lat
później w serialu „Bonanza: Nowe pokolenie”, gdzie
dowiedzieliśmy się, że Hoss utonął, próbując ratować innego
człowieka.
Tymczasem odejście Blockera, mimo że do scenariusza
wprowadzono parę innych postaci, mających lukę tę zapełnić,
doprowadziło do drastycznego spadku popularności serialu i
ostatecznie – do zdjęcia go z anteny.
Youtube tonie we
wszelkiej maści filmikach, w których prowadzący z wdziękiem
kulawego słonia wkręca „przypadkowych” ludzi. Śmiechom
zazwyczaj nie ma końca, a zachowania nabieranych podobne są bardziej do aktorskich popisów Tommy’ego Wiseau niż do autentycznej, ludzkiej reakcji na wkrętkę. Nie zawsze jednak materiały tego typu
pokazywały inscenizowane scenki wywołujące odruch permanentnej
żenady. W 1948 roku na antenie NBC zadebiutował program „Candid
Camera” autorskie dzieło Allena Funta – amerykańskiego reżysera
i producenta. Był to pierwszy w historii twór typu "ukryta kamera".
Ciekawostką jest tu fakt, że pomysł ten nie był do
końca oryginalny. Został on bowiem przeniesiony z… radia, gdzie
rok wcześniej premierę miała audycja Funta - „Candid
Microphone”, opierająca się na podobnym założeniu –
przypadkowi ludzie stawiani byli w różnych, niecodziennych
sytuacjach,
a ich reakcję rejestrował ukryty mikrofon. Wprowadzenie
tej idei do telewizji było więc jedynie rozwinięciem wymyślonej
przez Funta koncepcji.
Wielkie mi coś! -
dziś każdy szanujący się serial na Netfliksie śmiało pokazuje
cycki, akty seksualne, a nawet pokaźne, kobiece przyrodzenia! Takie
czasy. Dokładnie 50 lat temu twórcy telewizyjnego
filmu „Steambath” zdecydowali się zaszokować odbiorców sceną,
w której kobieta w łaźni parowej paraduje bez ręczniczka
eksponując swoje pośladki i całkiem ładny biust. To było
wówczas naprawdę szalenie odważne posunięcie. Właścicielką
nagich krągłości była
Valerie Perrine – dziewczyna, która
wcześniej pracowała jako egzotyczna tancerka w Las Vegas. Podobno
jedynie kilka stacji telewizyjnych miało jaja, aby film ten
wyemitować.
W 1968 roku
wyemitowano odcinek serialu „Star Trek”. Rozgrywał się on na
planecie zamieszkałej przez Platończyków – wzorowanych na
starożytnych Grekach ludziach, którzy wezwali do siebie kapitana
Kirka oraz doktora McCoya, aby ci pomogli uzdrowić ich przywódcę.
Po spełnieniu tej prośby gospodarze zaczęli dręczyć swych gości
i używając telekinetycznych zdolności kazali im tańczyć, śpiewać
oraz zachowywać się niczym nadworne błazny. To nie był jednak koniec
upokorzeń, bo po jakimś czasie znudzeni Platończycy wykorzystali
swe zdolności do sprowadzenia na planetę resztę załogi statku
Enterprise. Aby ostatecznie ośmieszyć kapitana Kirka sprawili, że
ten „
poszedł w ślinę” z porucznik Uhurą, która to była (o,
zgrozo!) czarna!
Dyrektorzy National
Broadcasting Company (NBC) trochę obawiali się, że mieszkająca w
południowych stanach widownia nie wytrzyma takich emocji i odcinek
ten wywoła wielki skandal, więc poprosili Nichelle Nichols, aktorkę
grającą postać Uhury oraz Williama Shatnera, czyli ekranowego
Kirka, aby podczas kręcenia tej sceny odwrócili głowę od kamery i
tylko udawali, że się całują. Aktorzy nie zgodzili się jednak na
takie rozwiązanie i pocałowali się naprawdę.
Warto dodać, że
zaledwie rok przed premierą tego odcinka, Sąd Najwyższy Stanów
Zjednoczonych oficjalnie orzekł, że prawa zabraniające małżeństw
międzyrasowych są niezgodne z konstytucją. Mimo to musiało
jeszcze minąć wiele lat, zanim z umysłów wielu Amerykanów
zniknęło przekonanie, że „mieszane” związki
są jawnym
zaprzeczeniem boskiego porządku.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą