Niby to Europejczycy są praprzodkami Amerykanów, ale nie da się ukryć, że różnice kulturowe pomiędzy Starym Kontynentem a Ameryką są bardzo głębokie.
Jestem Amerykaninem, mieszkam w Niemczech. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wiele przekleństw jest w amerykańskich piosenkach. Dopiero tu usłyszałem, jak fak faka fakiem pogania. U nas przekleństwa są cenzurowane. To jest nienormalne. W USA zobojętnieliśmy już na krwawe strzelaniny i pokazywanie ich ofiar (nawet małoletnich) w prasie i TV, ale z piosenek usuwamy przekleństwa. Czysty debilizm.
Anglia. Co najbardziej mnie tu zdziwiło to fakt, że tak wielu ludzi (w tym polityków) otwarcie przyznaje, że są ateistami. U nas w USA na pewno też jest wielu niewierzących, ale nikt się tym nie chwali. Większość uważa się za super religijnych, nawet jeśli wnętrze kościoła widzą raz do roku. A już każdy polityk gra rozmodlonego, skromnego, żyjącego według dekalogu człowieka.
Niemcy. Dzieciaki (tak już od wieku 8-9 lat) same idą do szkoły i z niej wracają. Bez podwózki, bez nadzoru dorosłych. Idą same lub w grupkach przyjaciół.
Finlandia. Ludzie saunują na golasa. Nikogo to nie gorszy tak jak nas, pruderyjnych Amerykanów. To zupełnie normalne, że gromada golasów w różnym wieku siedzi w saunie. Nikt na nikogo nie spogląda obleśnie, każdy jest zatopiony we własnych myślach.
Kreatywność Irlandczyków, jeśli chodzi o przeklinanie jest nieskończona. Przekleństwa to u nich nie tylko wyraz emocji, ale również znaki przestankowe. Mój ulubiony irlandzki bluzg to: „pieprzę ciebie i konia, na którym przyjechałeś”.
U nas jest taka specyfika językowa, że ze wszystkimi jesteśmy na „ty”. W niektórych krajach europejskich starsi ludzie obrażają się, jeśli nie zwrócisz się do nich per „pan” czy „pani”.
Wielka Brytania. Tu prawie nikt nie ma broni palnej. Nawet policjanci chodzą nieuzbrojeni. Tłumaczą to tym, że ich zadaniem jest zapobieganie przestępstwom. No i skoro obywatele nie strzelają jak popierdoleni tak jak u nas, to policjant też nie musi. Jedynie w Irlandii Północnej gliniarze są uzbrojeni po zęby.
Anglia. Amerykanie zawsze narzekają na obsługę w pubach. Czy to chodzi o zjedzenie posiłku, czy o zwykłe posiedzenie przy kufelku piwa. W brytyjskich pubach nigdy nie było, nie ma i nie będzie obsługi skaczącej wokół klienta. Wchodzisz do pubu, bierzesz menu, znajdujesz stolik, idziesz do baru, zamawiasz i płacisz. Jedzenie przyniosą ci do stolika, piwo sam sobie musisz zanieść na miejsce.
Belgia. Mój szwagier zszokował kiedyś grupkę Amerykanów, kiedy poprosił swojego dzieciaka o potrzymanie butelki wina. Ciekawe, dlaczego nie szokuje ich widok ośmiolatka trzymającego spluwę.
Wielu Europejczyków ma w dupie czerwone światło. Kiedy widzą, że nic nie jedzie, przechodzą przez ulicę, nie czekając, aż zmieni się na zielone. Im dalej na południe Europy, tym gorzej.
Dania. Dzieciaki śpiące smacznie w wózeczkach przed sklepami czy restauracjami. Same. Bez opieki rodziców, którzy w tym czasie załatwiają swoje sprawy. U nas by to nie przeszło.
Etykieta w szwedzkiej windzie – nie oddychaj głośno, nie patrz na innych, pod żadnym pozorem nie próbuj żadnej wymiany uprzejmości. Jeśli złamiesz zasady, czeka cię ekstradycja.
Polska. Do teściów mówi się „mamo” i „tato”. Dopóki nie przejdzie się oficjalnie na „ty”, nawet do dorosłych w zbliżonym wieku mówi się „pan” czy „pani”. Najlepszy obiad w porze letniej to makaron lub ryż z truskawkami i śmietaną. Nikt nie lubi, kiedy obsługa sklepu się uśmiecha i pyta, w czym może pomóc. Jeśli w zamkniętym pomieszczeniu masz na głowie czapkę, to jesteś zwykłym chamem.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą