< > wszystkie blogi

Neovigonczarnia

Patterning your life around othes's opinions is nothing more than slavery.

How to properly remove a folk's eye

4 września 2008
Czyli kawałek opowiadania, które kiedyś zacząłem i nigdy nie skończyłem. Niby fajne... i możnaby kontynuować, ale jakoś nie mogę go już ugryźć z żadnej strony ;) Tak czy siak to najdłuższy tekst literacki jaki wyprodukowałem w ciągu ostatnich 2 lat.

Kiedy wyciągnąłem podręczny nóż (rozmiar C), człowieczek zaczął śmiesznie wiercić się na krzesełku.

- Co chcesz z tym zrobić? - zapytał, drapiąc się po prawym pośladku. Jak widać, nie był świadom, w jaki sposób czarodzieje pozyskują oczy do magicznych eliksirów.

- Ta węższa część - wskazałem na ostrze - doskonale nadaje się do usuwania powieki.

Człowieczek głośno przełknął ślinę.

- Nie rozumiem - powiedział - dlaczego miałbyś komukolwiek usuwać powiekę?

- Powieka blokuje swobodny dostęp do nerwu wzrokowego - odpowiedziałem, pomstując w duchu na jego znajomość własnej anatomii. Uśmiechnąłem się ironicznie widząc narastającą w nim konsternację, a następnie wyciągnąłem z szafki roztwór alkoholu etylowego i zanurzyłem w nim nóż. Nie chodziło mi o to, żeby człowieczek nie nabawił się zakażenia - szczerze mówiąc, miałem to gdzieś - po prostu, jak wiemy, oczy wycinane zdezynfekowanym narzędziem dłużej zachowują świeżość. Dawca organów obserwował moje działania z narastającym zaniepokojeniem. Ponieważ stałem do niego plecami, nie mógł widzieć dokładnie, co robię, jednak woń potu unosząca się w powietrzu i odgłos jego kropel uderzających o podłogę mówiły, że nie był całkowicie opanowany.

- Jakby ci to powiedzieć... wydaje mi się, że mój nerw wzrokowy jeszcze mi się przyda - powiedział, po czym wypuścił ze świstem powietrze z płuc.

- Źle ci się wydaje - uśmiechnąłem się do siebie - jeśli go nie usuniemy, to wyciąganie Twojej gałki ocznej z oczodołu będzie przebiegało mniej sprawnie.

Przez chwilę miałem wrażenie, że w pomieszczeniu ktoś kwiknął. Obróciłem się w kierunku mojego dzisiejszego dawcy organów, aby sprawdzić jego stan psychiczny. Spostrzegłem, że z niewiadomych powodów jego ciałem wstrząsały drgawki. Zacząłem się martwić, czy podczas zabiegu nie zacznie się rzucać w sposób niekontrolowany.

W tym momencie przypomniałem sobie o wiszących na tylnej ścianie mojego gabinetu skórzanych pasach, których sporadycznie używałem w takich sytuacjach. Były co prawda stare i wysłużone, a w kilku miejscach można było zauważyć brunatne, zaschnięte plamy, ale wciąż nadawały się do użytku.

Niestety, mój pacjent nie dawał się przekonać, że pasy mają zwiększyć prawdopodobieństwo powodzenia operacji. W momencie, gdy nastąpił ich kontakt z jego skórą, zaczął wierzgać i rzucać się na fotelu. Mocowanie zabezpieczeń zajęło mi dłuższą chwilę, a gdy zawiązałem ostatni pas i zbliżyłem ostrze do lewej górnej powieki człowieczka, po pomieszczeniu rozszedł się smród odpadków stałych i całą operację trzeba było zaczynać od początku - delikwent musiał zmienić spodnie. Co prawda mało mnie obchodziła prawidłowa higiena jego odbytu i okolic, ale nie mógłbym swobodnie operować wąchając takie aromaty.

Przesunąłem czubkiem noża po lewej powiece i zdałem sobie sprawę, o czym zapomniałem. Kontakt metalu ze skórą pacjenta sprawił, że ten zaczął spontanicznie emitować losowe dźwięki. Lata praktyki wykształciły we mnie odporność na fale akustyczne, więc byłbym w stanie to znieść, gdyby nie fakt, że wraz z nimi z gardła człowieczka wydobyły się intensywne opary jego dzisiejszych posiłków. Na szczęście, spodnie, które zdjął, znakomicie sprawdziły się w roli knebla.

Kiedy już wszystko było przygotowane, zagryzłem język i zacząłem przymierzać się do skomplikowanego nacięcia, od którego zależało powodzenie całej operacji. Człowieczek zaczął śmiesznie kręcić oczami, ale wcisnąłem mu kolano w genitalia i uspokoił się. Delikatnie podważyłem gałkę oczną, czubkiem noża poszukując mięsistej nitki łączącej oko z mózgiem, gdy w tem ogłuszający huk zatrząsnął moim gabinetem w posadach, a fala uderzeniowa zrzuciła kilka preparatów z półek.

- Kurwa mać - powiedziałem, bo huk spowodował że zadrżała mi ręka i nóż zagłębił się w oku. Znowu to samo.

Skorzystałem z jednego z wyjść bocznych. Zeszłej jesieni jakiś miejscowy biznesmen zwietrzył interes i wymyślił, że dziura w ziemi (wyjście z mojej groty) doskonale nadaje się na płatny wychodek. Zbudował nawet sławojkę z drzwiczkami z otworem w kształcie serca oraz stanowisko rozliczeniowe potencjalnych użytkowników toalety. Na szczęście w porę wyperswadowałem mu pomysł zrobienia latryny nad moimi drzwiami. Potem okazało się, że drewniana konstrukcja całkiem dobrze kamufluje wejście, a dodatkowo wioskowi głupcy, od czasu do czasu próbujący z niej korzystać, stanowili w miarę regularne źródło składników eliksirów. Jeden z takich idiotów siedział w moim fotelu z okiem ściekającym mu po policzku. Smok, przez którego spartaczyłem połowę roboty, siedział koło sławojki i bezczelnie patrzył mi w oczy.

- Tyle razy Ci powtarzałem! Dopóki nie nauczysz się lądować miękko i bezszelestnie, dopóty masz to robić za lasem! Kiedy uwalasz swoje grube dupsko tuż nad moim laboratorium, ze ścian wszystko się sypie!

Smok pierdnął głośno, okazując mi tym samym brak szacunku. Przełknąłem zniewagę.

- Czego znowu chcesz? - zapytałem.

- Miałem ci przypomnieć - ziewnął - za dwadzieścia minut masz wykład.

Spojrzałem na zegarek. Zaraz. Mała wskazówka między siódemką a... czwórką? Zasrana technika. Jeszcze raz. Mała między piątką a czwórką, a duża...

- Jest czwarta czterdzieści. - powiedział nagle smok, patrząc na mnie z rozbawieniem.

- Przecież wiem. Sprawdzałem tylko czy tarcza nie jest porysowana.

Parsknięcie.

- Znam się na zegarku.

- Naturalnie.

Pyskaty gnojek. Nie było jednak czasu na dłuższą rozmowę. Czas naglił, należało coś przedsięwziąć w związku z wykładem.

Właśnie, wykładem. To śmieszne, ale czarodzieje też muszą zarabiać na życie. Jeden produkuje żabi skrzek (cholera wie jak, nie chcę wiedzieć), inny udziela usług seksualnych (znaczy, przyzywa sukuby dowolnej płci na życzenie), a jeszcze inny wykłada na uczelni. Izaak to ma, kurwa, fajnie. Tatuś mu w spadku zostawił siano i robi, co mu się żywnie podoba. Też bym tak chciał. Mógłbym zajmować się tyloma pożytecznymi rzeczami. Na przykład uczyć smoka posłuszeństwa. Pierdzieć w stołek. Cokolwiek! - ale sam! A tak - muszę co tydzień użerać się z tą cholerną bandą ignorantów.

Przedmiot też mi ciekawy dowalili. Bezpieczeństwo i Higiena Magii.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. Witam na trzynastym wykładzie z BHM. Przypominam, że zgodnie z rozkładem zajęć za dwa tygodnie piszecie drugie kolokwium.

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu