Przeglądam sobie demoty i trafiłem na kilka mówiących o tym, co ze szkoły / studiów przydaje się w późniejszym życiu.
Pomijam fakt, że na demotach siedzi mnóstwo ludzi, którzy jeszcze nie dotarli do "późniejszego życia", więc ich rozważania są czysto teoretyczne i do tego nie poparte sensownymi argumentami.
Pojawiają się jednak w komentarzach wypowiedzi ludzi, którzy są już po studiach i wielu z nich również twierdzi, że w szkole / na studiach nie nauczyli się niczego, co później im się w życiu przydało. Trochę mnie to przeraża. I zastanawiam się czy tak jest rzeczywiście, czy może ludzie nie doceniają tego, czego się nauczyli w szkole.
Ja zdaję sobie sprawę, że szkole podstawowej i liceum (tak, jestem durniem bez szkoły, gimnazjum nie skończyłem ) zawdzięczam dostanie się na studia. A oprócz tego wiedzę mi niepotrzebną tylko na pierwszy rzut oka (na przykład historia, język polski, biologia, geografia). Pamiętam pewne informacje z tych lekcji, które nie są może niezbędne mi do życia, ale potrafią je ułatwić lub pozwalają zrozumieć pewne fakty, zjawiska. Znowu - zrozumienie ich często nie jest do życia niezbędne, ale potrafi być frustrujące, gdy coś się dzieje, a ja nie wiem dlaczego.
Wracając zaś do przedmiotów ścisłych i studiów (politechniki). Owszem, prawdą jest, że po przyjściu do pracy, człowiek wielu rzeczy musi się ich nauczyć. Ale bez wiedzy ze studiów ja, jako inżynier, nie byłbym w stanie się nauczyć. Albo zajęłoby mi to znacznie więcej czasu. Pewnie, znaczną część z tego, co robię mógłbym robić po kilku dniach przeszkolenia w pracy. Ale tej najciekawszej, najbardziej twórczej części - nie.
Oczywiście, ze studiów nie pamiętam pewnie z 70% materiału, którego kiedyś musiałem się nauczyć. Tyle, że studiując nie wiedziałem jeszcze, z której części wiedzy będę korzystał w przyszłości, a z której nie.
Po tym przydługim wstępie () mam proste i krótkie pytanie. Ja jestem zadowolony ze swojej edukacji, z tego czego w ciągu 17 lat nauki musiałem się nauczyć i korzystam z tego w pracy i w życiu. A Wy?
Pomijam fakt, że na demotach siedzi mnóstwo ludzi, którzy jeszcze nie dotarli do "późniejszego życia", więc ich rozważania są czysto teoretyczne i do tego nie poparte sensownymi argumentami.
Pojawiają się jednak w komentarzach wypowiedzi ludzi, którzy są już po studiach i wielu z nich również twierdzi, że w szkole / na studiach nie nauczyli się niczego, co później im się w życiu przydało. Trochę mnie to przeraża. I zastanawiam się czy tak jest rzeczywiście, czy może ludzie nie doceniają tego, czego się nauczyli w szkole.
Ja zdaję sobie sprawę, że szkole podstawowej i liceum (tak, jestem durniem bez szkoły, gimnazjum nie skończyłem ) zawdzięczam dostanie się na studia. A oprócz tego wiedzę mi niepotrzebną tylko na pierwszy rzut oka (na przykład historia, język polski, biologia, geografia). Pamiętam pewne informacje z tych lekcji, które nie są może niezbędne mi do życia, ale potrafią je ułatwić lub pozwalają zrozumieć pewne fakty, zjawiska. Znowu - zrozumienie ich często nie jest do życia niezbędne, ale potrafi być frustrujące, gdy coś się dzieje, a ja nie wiem dlaczego.
Wracając zaś do przedmiotów ścisłych i studiów (politechniki). Owszem, prawdą jest, że po przyjściu do pracy, człowiek wielu rzeczy musi się ich nauczyć. Ale bez wiedzy ze studiów ja, jako inżynier, nie byłbym w stanie się nauczyć. Albo zajęłoby mi to znacznie więcej czasu. Pewnie, znaczną część z tego, co robię mógłbym robić po kilku dniach przeszkolenia w pracy. Ale tej najciekawszej, najbardziej twórczej części - nie.
Oczywiście, ze studiów nie pamiętam pewnie z 70% materiału, którego kiedyś musiałem się nauczyć. Tyle, że studiując nie wiedziałem jeszcze, z której części wiedzy będę korzystał w przyszłości, a z której nie.
Po tym przydługim wstępie () mam proste i krótkie pytanie. Ja jestem zadowolony ze swojej edukacji, z tego czego w ciągu 17 lat nauki musiałem się nauczyć i korzystam z tego w pracy i w życiu. A Wy?