Chiny to jedyne państwo, gdzie komunizm względnie działa i zaczyna się kojarzyć z szeroko pojętą normalnością. Jednak za czasów przewodniczącego Mao "normalność" była ostatnim słowem, jakie przyszłoby wam do głowy na myśl o Chinach.
#1. Ludzie szaleli na punkcie mango
Nie chodzi tu o telezakupy, gdzie można zamienić całkiem przydatne pieniądze na zupełnie nieprzydatny sprzęt. W 1968 minister spraw zagranicznych Pakistanu obdarował Mao wielką stertą owoców mango. Wódz w swojej niezmierzonej wspaniałomyślności postanowił obdarować nimi lud. Niestety owoców nie starczyło dla wszystkich Chińczyków, więc musiał obdarować tylko najfajniejszych Chińczyków, albo wymordować dużo więcej ludzi, niż wymordował. Łaskawie wybrał pierwszą opcję, więc najfajniejsi Chińczycy byli tak uradowani, że potrafili płakać ze szczęścia kiedy dostali owoc, a reszta mogła tylko zazdrościć. Zarządca jednej z fabryk zbudował dla swojego owocu ołtarzyk, a przychodzący do pracy robole musieli na wejściu składać pokłony mango. Kiedy owoc się zepsuł, zrobiono jego replikę.
#2. Faceta, który nie uszanował mango, skazano na śmierć
Jeden ze szczęśliwców, który doznał zaszczytu ujrzenia mango na własne oczy, nie był zachwycony. Na swoje nieszczęście wyraził swoje zdanie głośno, porównując owoc do batata. Ta wypowiedź została uznana za zagrożenie dla jedynego słusznego ustroju, więc faceta szybko skazano i skasowano.
#3. Kolekcjonowanie znaczków uznano za przestępstwo
Oprócz walki z karłami reakcji, złowieszczym kapitalizmem i mangohejterami, przewodniczący Mao wypowiedział także wojnę kolekcjonerom znaczków. Nikt nie zapytał wodza w czym zawiniły mu znaczki pocztowe, przynajmniej nikt, kto by przeżył i był w stanie powiedzieć, co wódz mu odpowiedział. Zakaz utrzymał się aż do śmierci Mao, a kolekcjonerzy, którzy zeszli do znaczkowego podziemia zamiast zrezygnować z hobby, nie tylko mogli wyjść z cienia, ale także przytulić trochę grosza, bo znaczki z okresu panowania wielkiego lidera są do dziś warte kupę kasy.
#4. Uczniowie katowali swoich nauczycieli
Partia namawiała, by czerwoni do szpiku kości Chińczycy zwalczali złowieszcze stare nawyki, które są reliktem słusznie minionych czasów. Nie do końca wiadomo, czy do końca o to chodziło jedynej słusznej partii, ale przynajmniej w 91 szkołach uczniowie wytargali swoich nauczycieli na ulicę i wybijali im z głów stare nawyki deskami z wbitymi gwoździami i wrzącą wodą. Niektórzy okazali się na tyle oporni, że nie zrozumieli swoich błędów do końca życia, co nie trwało zbyt długo.
#5. Niszczono Mur Chiński
W sumie to najmniej dziwne, ale warte wspomnienia. Taki los spotkał wiele zamków, czy nawet cmentarzy. Ktoś uznał, że nie ma potrzeby kombinowania z wytwarzaniem materiałów budowlanych, skoro można rozebrać ten niesłużący wspieraniu rewolucji murek. Tylko na ogół taki los spotykał obiekty, które nie stanowiły w danym czasie żadnej wartości dla ludzi, którzy zamieszkiwali dane tereny, a Mur Chiński był już wtedy dość stary i stanowił najbardziej znane dziedzictwo Chińczyków.
#6. Wypowiedziano wojnę tygrysom
Po kilku atakach tygrysów na rolników, Mao uznał, że ma wyłączność na wycinanie w pień Chińczyków i postanowił pozbyć się konkurencji, ogłaszając tygrysy wrogiem ludu. Udało się wymordować tylko 75% populacji tygrysa południowochińskiego, co i tak doprowadziło podgatunek na skraj wymarcia. Do dziś żyje kilka osobników, ale nie ma już większych szans na uratowanie tego zwierzątka.
#7. Rewolucja miała dosięgnąć sygnalizacji świetlnej
Kilka mądrych, partyjnych głów zauważyło pewien niepokojący szczegół. Wredna sygnalizacja świetlna pozwalała ludziom jechać na jakimś tam zielonym świetle, a stać na przepięknym, jedynym słusznym czerwonym. Uznano to za jawny przejaw kontrrewolucji. Już miało dojść do pięknej tragedii, spowodowanej zmianą przepisów. Na całe szczęście znalazł się człowiek, który nie tylko miał odwagę przeciwstawić się tej głupocie, ale także był na tyle sprytny, że ocalił swoją głowę. Premier Chou En-lai stwierdził, że zatrzymywanie się na czerwonym symbolizuje bezpieczeństwo, jakie partia zapewnia wszystkim dzielnym rewolucjonistom. Takie wytłumaczenie wystarczyło i ocaliło kraj od chaosu.
#8. Można było trafić do więzienia za krawat
Krawaty były uznane za przejaw szatańskiego kapitalizmu, a ich posiadacze za brudnych intelektualistów. Pisarz Lang Heng opowiadał, że jego ojciec ledwo uratował się od więzienia za posiadanie tego burżuazyjnego przedmiotu. Uratowało go przyznanie, że spalenie jego krawatów i książek przez Czerwoną Gwardię było wspaniałym przejawem myśli rewolucyjnej i oddanie gwardzistom miesięcznej pensji i odbiornika radiowego.
#9. Dopuszczano się kanibalizmu ku chwale partii
Na mango ewentualnie można było popatrzeć przez szybkę, a dla wielu i przysłowiowa miska ryżu była luksusem. Desperację spowodowaną głodem można jakoś zrozumieć, ale takich aktów dopuszczali się ludzie, którym pożywienia nie brakowało. Jedzenie ciał wrogów rewolucji był sposobem pokazania swojego oddania dla sprawy. Taki los spotkał, na przykład, wspomnianych nauczycieli. Nie mogli się zmarnować, przecież byli już podgotowani.
#10. Mao chciał przehandlować 10 000 000 kobiet
W 1973 roku Mao, który był już na zejściu, usiadł do negocjacji z Henry Kissingerem. Oprócz rewolucyjnych hasełek i czerwonych flag Chiny nie miały wiele do przehandlowania. W pewnym momencie wódz stwierdził, że może opchnąć Amerykanom 10 000 000 Chinek (być może za świeże mango), bo i tak nie ma z nich żadnego pożytku i tylko stwarzają problemy. Jeden z jego doradców ostrzegł przewodniczącego (co świadczy o tym, że wódz już nie był w formie), że takie działanie spowoduje bunt wśród ludu. Mao stwierdził, że ma na to wywalone, bo i tak już długo nie pożyje. Pociągnął do 1976 roku.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą